"Jestem Magdą Gessler w fundacji"
Nie rzuca talerzami ale potrafi przygotować pomoc dla tysięcy ludzi. Jest prezeską Fundacji Leroy Merlin, ale kierować najbardziej lubi samochód. Mówi, że odpoczywa w biegu, najlepiej między spotkaniami. Kolejna dekada na życiowym liczniku, daje jej poczucie, że dopiero się rozkręca. W szczerej rozmowie Agnieszka Bolek, opowiada Magdalenie Łyczko o codziennych remontach, które robi dzięki niesamowitym wolontariuszom i współpracownikom.
Czego nauczyła panią praca w fundacji?
Uwrażliwiła mnie na drugiego człowieka. Przyznaję, że nigdy wcześniej nie byłam wolontariuszem, a w chwili gdy prezes zaproponował, żebym zajęła się działaniami społecznymi firmy oraz fundacją, chyba odpowiedziałam, że się do tego nie nadaję i nie wiem czy sobie poradzę.
MŁ: Radzi sobie pani?
AB: Już po roku od objęcia stanowiska, a może trochę wcześniej, doszłam do wniosku, że szkoda, że nie zaczęłam robić tego wcześniej. To jest zawód, który na mnie czekał, pewnie musiałam do niego dorosnąć i dojrzeć. Uważam, że to najlepsze, co do tej pory robiłam.
Już kilka razy podkreślałam na naszych spotkaniach firmowych, że gdyby prezes zmienił zdanie i zdecydowałby się podziękować mi za współpracę, to ja i tak będę pracować w wolontariacie albo w jakiejś fundacji, albo nie wiem… Sama ją założę. Koordynator wolontariatu to zawód przyszłości.
MŁ: Czego nie wiedzą o pani współpracownicy?
AB: Na pewno nie znają mojego życia osobistego, tym niespecjalnie się dzielę. Aczkolwiek biorąc pod uwagę, ile czasu poświęcam fundacji, to moje życie prywatne miesza się z zawodowym, ponieważ w trasy często zabieram syna, a sporo moich znajomych, to osoby, które poznałam, bo zgłosili się po pomoc do Fundacji.
Poza tym, mam wrażenie, że bliscy współpracownicy wiedzą o mnie dużo, bo pracuję w firmie już dwadzieścia jeden lat. Jest też szersze grono – wolontariuszy, oni na pewno za wiele o mnie nie wiedzą… Jestem osobą bezpośrednią i bezkompromisową. Jak coś mi nie odpowiada, to o tym mówię. O projekty, co do których czuję, że mają sens – potrafię walczyć ze wszystkimi, którzy nie widzą w nich potencjału.
Wiele osób nie wie, że jestem uzdolniona plastycznie i kiedyś dużo malowałam. Dzisiaj swoją działalność artystyczną ograniczam do robienia aniołów z masy solnej na święta Bożego Narodzenia, które później rozdaję przyjaciołom.
MŁ: Szybko zdobywająca przychylność czy raczej sympatię?
AB: Meryl Streep powiedziała kiedyś takie zdanie, z którym obecnie bardzo się utożsamiam: „ Gdy byłam młodsza i wchodziłam do jakiegoś pomieszczenia, to zastanawiałam się kto z osób tam przebywających mnie lubi. Teraz zastanawiam się kogo ja lubię”. To przychodzi z wiekiem. Na moich stanowiskach priorytetem była skuteczność w tym, co robię. Tego też wymaga moja obecna funkcja. Ale jestem też otwarta na drugiego człowieka i mam poczucie humoru, więc raczej zjednuję sobie ludzi. Ale wiele osób mówi mi, że się mnie bało przed pierwszym kontaktem, bo mam opinie ostrej babki. Wychodzi więc na to, że często zyskuję dopiero przy drugim podejściu.
„Uważam, że to najlepsze, co do tej pory robiłam.”
MŁ: Jaka jest Agnieszka Bolek prywatnie?
AB: Pasjami czytam i kupuję książki. W zasadzie poruszam się między stosami książek ustawionymi w mieszkaniu. Żałuję, że nie mam więcej czasu na czytanie. Uwielbiam ich zapach, szelest kartek i oczywiście treść. W weekendy często włącza się totalny leń i odsypiam cały tydzień. W trybie lenia wytrzymuję tylko do niedzieli po śniadaniu. Potem zaczynam się niepokoić że czegoś nie zrobiłam i siadam do papierów i planowania następnego tygodnia. Jestem pracoholikiem.
MŁ: Gdyby mogła pani spotkać i porozmawiać z jakimś pisarzem, kto by to był?
AB: Bardzo lubię Katarzynę Grocholę, czasem słucham lub czytam wywiadów jakich udziela. Kiedy byłam ciut młodsza lubiłam oglądać ekranizacje jej książek. Dla mnie to równa babka, z którą chętnie spotkałabym się przy kawie, pośmiała i pewnie jeszcze dodatkowo komuś pomogła, a że jej córka Dorota Szelągowska urządza ludziom mieszkania, z nią też bym się spotkała i zaprosiła do jakiegoś grantu.
MŁ: Które z pani fundacyjnych doświadczeń było najtrudniejsze?
AB: Cały ostatni rok jest dość trudny. Ogólnie, tematy związane z dziećmi są dla mnie niezwykle poruszające. Pamiętam kiedy jechałam wesprzeć moich wolontariuszy przy grancie realizowanym dla Domu Dziecka w Lublinie, miałam duże obawy, bo w głowie pojawiały się obrazki jak z reportaży – małe dzieci w łóżeczkach bujające się z powodu choroby sierocej. Okazało się, że to był Rodzinny Dom Dziecka, a w nim dzieci w wieku szkoły podstawowej i średniej. Pokoje jedno, dwu i trzyosobowe, dookoła życzliwi: ciocie i wujkowie – czułam się jak w wielkiej rodzinie. Odetchnęłam z ulgą.
Współpracujemy też z innymi Fundacjami, nie tylko z IDYLLĄ, ale na przykład z Fundacją „PO DRUGIE”, która zajmuje się młodzieżą bezdomną. Robiliśmy też dwa granty w Miejskim Ośrodku Wychowawczym w Ząbkowicach Śląskich. Wchodzę do nich i widzę młodych ludzi, którzy zostali wielokrotnie rozczarowani przez dorosłych. Wtedy mam jedno w głowie: Uśmiechaj się, tylko nie płacz! Wiem, że nie oczekują litości i mają duży problem z zaufaniem, szczególnie wobec dorosłych, którzy nie stanęli na wysokości zadania. Kiedy pojawia się tam Fundacja, mówiąc – pomożemy – oni nie dowierzają, bo zakładają, że oto kolejna osoba przyszła się jedynie sfotografować i guzik dla nich zrobi. Jak sobie zdamy z tego sprawę, to jest to duża odpowiedzialność.
MŁ: Dotrzymuje pani słowa?
AB: Choćby nie wiem co się działo. Jeżeli byłam gdziekolwiek i obiecałam, muszę to zrobić! Nawet jak brakuje już środków, to szukam innych rozwiązań.
MŁ: Wspomniała pani o problemie zaufania. Chciałabym porozmawiać o kryzysie zaufania klientów wobec sieci Leroy Merlin, gdy po napaści Rosji na Ukrainę firma nie wycofała się z rynku rosyjskiego. Jak ten fakt odbił się na działaniach Fundacji?
AB: To złożony temat, ponieważ jesteśmy związani z Leroy Merlin – Fundacja została założona przez Prezesa firmy, naszym głównym darczyńcą jest firma, korzystamy
z zasobów Leroy Merlin – nie możemy się odciąć, gdy pojawia się sytuacja, która szkodzi wizerunkowi firmy.
Cały hejt, który na nas wylano, jest czymś wielce niesprawiedliwym, szczególnie wobec naszych pracowników, którzy od samego początku wojny, bardzo mocno angażowali się na rzecz Ukrainy. Robili to z dobrego serca, a nie po to, żeby wybielać sytuację firmy. Powstała grupa koordynatorów, którzy mieli dyżury telefoniczne
i koordynowali pomoc dla naszych kolegów z LM Ukraina. Zapewnialiśmy transport z granicy
i bazę noclegową w kilku miejscach w Polsce, w którym matki z dziećmi (rodziny naszych pracowników z Ukrainy bądź pracownicy) przebywali na koszt firmy LM do końca poprzedniego roku. Było tam zapewnione również wyżywienie. Wiele osób, które postanowiło zostać w Polsce na stałe lub na dłużej, dostawało zatrudnienie w polskich oddziałach – sklepach lub centrali Leroy Merlin. Oni też, jeśli nie chcieli przebywać w punktach zbiorowego pobytu, otrzymywali od Fundacji LM pomoc humanitarną w postaci środków finansowych na wynajem mieszkania, opłacenie kaucji – tzw. Starter Packi lub pakiety żywnościowe na każdego członka rodziny na 2 miesiące. Zwracaliśmy też koszty podróży z Ukrainy do Polski.
Oprócz tego nasi wolontariusze w każdym sklepie mieli do dyspozycji 10 tysięcy złotych na lokalną pomoc dla fundacji, stowarzyszeń czy instytucji, które organizowały środki dla uchodźców – żywność, leki, ubrania, produkty pierwszej potrzeby tutaj w Polsce jak i w Ukrainie, organizowanie punktów noclegowych. Fundacja dostała od Prezesa dodatkowe 350 tysięcy na tzw. szybką pomoc. Łącznie przeznaczyliśmy na nią ponad 1 mln złotych dla samych organizacji zewnętrznych.
Tyle robiliśmy dobrych rzeczy, a słyszeliśmy i czytaliśmy o sobie, że nie powinniśmy w tej firmie pracować, że mamy krew na rękach, że z jednej strony pomagamy, a z drugiej finansujemy Putina, który morduje Ukraińców.
MŁ: Jak pani radziła sobie w tej sytuacji?
AB: Nie potrafiłam sobie z tym na początku poradzić, dotykały mnie te słowa pod naszym adresem w mediach społecznościowych. Cały czas je czytałam i próbowałam grzecznie tłumaczyć, że to nie nasze decyzje, że my w Polsce reprezentujemy tę samą postawę, co polskie społeczeństwo, jesteśmy w tym, tak samo jak reszta ludzi. Z czasem dotarło do mnie, że trzeba robić po prostu swoje, ponieważ – paradoksalnie od czasu napaści Rosjan na Ukrainę do chwili obecnej, mieliśmy więcej zapytań o wsparcie niż przed wojną.
Na początku spotkaliśmy się kilka razy z odmową współpracy, musiałam zawiesić jeden projekt dla dobra naszej zaprzyjaźnionej fundacji – nie chciałam, żeby rykoszetem hejt odbił się na nich, bo partnerzy firmy, którzy nie zawiesili współpracy z Leroy Merlin, również byli piętnowani za swoją postawę.
Trudniej nam było znaleźć partnerów do naszego projektu Funduszu Solidarnościowego, w którym zajęliśmy się remontami mieszkań dla uchodźców. Projekt zakładał współpracę z gminami, które mają dostęp do mieszkań komunalnych, pustostanów. I tutaj na początku wojny parę większych gmin odmówiło współpracy. Ale niedługo potem lawina ruszyła. Mieliśmy więc dużo pracy przy 3 projektach – lokalnych grantach, dużych remontach w ramach Funduszu Solidarnościowego oraz tej pomocy lokalnej dla Ukrainy.
Dziś mamy podpisanych od maja 2022 roku 50 umów na remonty mieszkań dla Ukrainy, a kolejne czekają na procedowanie. W zeszłym roku zrobiliśmy 2 edycje grantów lokalnych – łącznie wolontariusze wykonali 83 granty dla społeczności w całej Polsce na łączną kwotę 810 235 zł.
W tym roku wykonali już 51 grantów i w planach jest 41 kolejnych, oprócz tego wspieramy Stowarzyszenia i Fundacje, które zgłaszają się poza edycjami grantowymi. Tak trafiła do nas Fundacja Idylla i wiele innych. Cały czas również staramy się odpowiadać pomocowo tym, którzy nadal wspierają Ukrainę i organizują pomoc humanitarną.
Coraz więcej przychodzi zapytań w stylu: widzę, że Fundacja LM pomaga i wiele robi – czy możecie pomóc i nam?
„Jeżeli obiecałam, muszę to zrobić! Nawet jak brakuje już środków, to szukam innych rozwiązań.”
MŁ: Zdarzały się nieprzyjemne sytuacje wobec pracowników marketów?
AB: Oczywiście. Były sytuacje w sklepach, gdy klienci, którzy przychodzili na zakupy potrafili zaatakować doradców słownie i wyzwać ich od najgorszych. Co za hipokryzja! Przecież robili zakupy w „rosyjskiej firmie”, a chcieli udowodnić swoją wyższość?
Mam taką myśl, że nie jesteśmy tolerancyjnym narodem.
Owszem potrafimy się zmobilizować, ale oby nie trwało to długo, bo zaczyna być niewygodnie. Na początku był wielki zryw narodowy, wszyscy pomagali Ukraińcom, a potem zaczęliśmy się tą pomocą irytować, bo większość spodziewała się, że wojna skończy się za 2 miesiące. Teraz na placu boju zostały nieliczne fundacje, stowarzyszenia, parę firm i gminy, które muszą organizować cały czas pomoc, bo przecież uchodźcy cały czas są i wciąż stamtąd uciekają. Wyczerpały się środki na pomoc Ukrainie, chęci do pomocy. Wojna stała się odległa, spowszedniała. Nieraz mam wrażenie, że społeczeństwo myśli, że ona się skończyła. A my dzięki kontaktom, które mamy, znajomościom, które się zawiązały w zeszłym roku i przetrwały – wiemy co się dzieje i że pomoc jest cały czas potrzebna. I te kontakty się przydają, bo każdy z nas ma dostęp do różnych zasobów i możemy się tymi zasobami wymieniać oraz wspólnie pomagać dalej.
MŁ: Co panią motywuje do działania?
AB: Odkąd pamiętam lubiłam działać i być organizatorką. Dzisiaj, fakt zakończenia jednego projektu napędza mnie jeszcze bardziej i motywuje do kolejnych projektów. Przez ostatni rok poznałam dużo ludzi, nowych stowarzyszeń, a także fundacji. Z powodu wojny i kryzysu ekonomicznego, każdego dnia dostaję kilka zgłoszeń z prośbą o pomoc. Wyznaję zasadę, że skoro ktoś zadał sobie trud i do mnie napisał, to z poczucia szacunku do nadawcy muszę odpowiedzieć, najlepiej od razu. Jeśli nie jestem w stanie pomóc sama – staram się podpowiedzieć, gdzie tej pomocy szukać.
No i zafascynowało mnie to sieciowanie pomiędzy fundacjami i stowarzyszeniami. Gdzie jeden nie może – tam w dwie, trzy osoby coś wymyślimy. Ja mam to, ty masz coś innego, co może się w danym momencie przydać mojemu Beneficjentowi. A to, co ja mam, kiedyś przyda się tobie i ja pomogę.
To jest coś fantastycznego!
MŁ: Upraszczając, pani praca polega na pomaganiu innym. Czy silna, niezależna kobieta umie prosić innych o pomoc dla siebie?
AB: Obserwuję taką sytuację w pracy. Nie tak dawno, przyszedł kolega i mówi: kumpel z działu ma raka, pomóż. Zróbmy coś, by zebrać pieniądze na operację. Zadzwoniłam w parę miejsc, poprosiłam o produkty, które możemy zlicytować na jego rzecz. To samo zrobili jego koledzy, którzy zorganizowali kolejne rzeczy od naszych dostawców. Kilkanaście osób upiekło ciasta, zrobili sałatki. Zorganizowaliśmy kilka licytacji i kiermasz. W ciągu kilku tygodni zebraliśmy niezbędną kwotę.
Kolega – dla którego zorganizowaliśmy to pospolite ruszenie – ma problem mentalny z przyjęciem od nas pieniędzy. Czeka na kolejne wyniki badań i konsultacje lekarskie, które mu potwierdzą, że rzeczywiście ta operacja będzie niezbędna i że trzeba będzie ją przeprowadzić prywatnie. Trudno mu tę naszą pomoc przyjąć.
Tak więc, jeśli chodzi o pomoc dla innych, nawet się nie zastanawiam, łapię za telefon i mówię wprost: potrzebuję twojej pomocy! Tu nie mam oporów.
Gdybym znalazła się w sytuacji np. zagrożenia zdrowia własnego, czy dołka finansowego, czy jakiejś innej – pewnie zareagowałabym jak kolega – jestem raczej z tych osób, które prędzej się zarżną, padną trupem ale o pomoc dla siebie nie poproszą – z dumy, z przekonania, że to nieładnie zawracać innym głowę swoimi problemami.
MŁ: Gdzie albo kiedy znajduje pani czas na wytchnienie, regenerację?
AB: Regeneruję się szybko, w biegu albo w trasie. Bardzo lubię jeździć samochodem. Gdy wyruszam, by podpisać kolejną umowę grantową, najczęściej słucham muzyki albo załatwiam sprawy przez telefon. Fakt, że za oknem zmienia się krajobraz jest dla mnie czymś szalenie odprężającym.
Najbardziej lubię okres wakacyjny, bo w moje podróże po Polsce mogę zabierać syna. Nigdy się nie nudzimy, mamy ulubione miejscówki i sprecyzowane plany, co będziemy robić, gdy ja skończę pracę. Nie jest tajemnicą, że śpię trzy do pięciu godzin… na dobę. Wszyscy zastanawiają się, skąd mam w sobie tyle energii. Niektórzy nie wierzą w mój pesel. Może mam ADHD? Nie wiem, ale wielokrotnie słyszałam i widziałam, że Magda Gessler też mało sypia, bo ma tyle pasji i jest bardzo zapracowana. I myślę sobie, że jestem taką Magdą Gessler ale w fundacji. (śmiech). Praca wypełnia mi większą część dnia i wieczorów, że nie mam czasu na sen. A przecież trzeba też jeszcze ogarnąć dom, coś poczytać, wrzucić relacje na Linkedin, porozmawiać z synem, ze znajomymi – chociaż przez telefon. Nie ma czasu się starzeć. A poza tym – jak już wcześniej mówiłam – odsypiam w weekendy – jak nie wpadnie mi do głowy, żeby jednak wsiąść w auto i zabrać syna w kolejny zakątek Polski czy Europy.
MŁ: Jest pani rewolucjonistką?
AB: Jestem, bo często się buntuję i działam pod prąd. I jak ktoś próbuje mi udowodnić, że czegoś się nie da zrobić – ja mu udowodnię, że się da.
Od czasu wojny w Ukrainie zdarzało mi się wielokrotnie organizować wysyłki tirów z produktami z Humany (mleko, kaszki), po Polsce lub na Ukrainę, a to dzięki zaprzyjaźnionemu Stowarzyszeniu, którego prezeska ma kontakt w Humanie. Potrzebne są środki dezynfekujące – można poprosić naszego dostawcę, potrzebne obiady dla uchodźców przebywających w noclegowni – przecież zaprzyjaźniona kolejna fundacja ma właśnie dofinansowanie dla takiego projektu i szuka odbiorcy, materace dla dzieciaków z ukraińskiego sierocińca – daje kolejne stowarzyszenie. Potrzebna karma dla schroniska dla zwierzaków – okej, zorganizujemy ogólnopolską zbiórkę we wszystkich sklepach.
Pomysł zorganizowania ogólnopolskiego sprzątania świata, ale takiego, żeby zaangażowały się wszystkie sklepy Leroy Merlin w całej Polsce też wyszedł ode mnie. W tym roku zrobiliśmy to po raz drugi i żadna firma do tej pory nie weszła w to tak silnym składem. Kończą się środki na granty, to odzyskujemy produkty z magazynu centralnego, które zamiast do utylizacji – trafiają do potrzebujących.
… a przecież Fundacja Leroy Merlin zajmuje się remontami! Organizowanie pomocy, to samonakręcająca się spirala dobra. Można działać, na różnych polach, wspierać się i pomagać komuś, kto tę pomoc organizuje dla innych.
MŁ: Proszę dokończyć zdanie: najbardziej jestem dumna…
AB: Z naszych wolontariuszy, z którymi pracuję. Z ilości grantów jakie zgłaszają, czasu który poświęcają na wolontariat. Fundacja Leroy Merlin powstała z inicjatywy pracowników w 2012 roku, w zeszłym roku właśnie obchodziliśmy 10-lecie jej działalności.
Nasi pracownicy sami wychodzą z różnymi inicjatywami, czasami „modlę się”, żeby znów nie przysypali mnie pomysłami i co? Dostaję dwadzieścia nowych propozycji. Analizuję, sprawdzam i organizuję. Zbiórka publiczna na psy? Proszę bardzo! Miało wziąć udział około trzydziestu sklepów w kraju – wzięło siedemdziesiąt!
Jeden z pracowników w ramach wolontariatu remontuje w pojedynkę szkolną łazienkę i codziennie od kilku miesięcy jeździ po pracy do szkoły. Drugi poświęca czas na remont w schronisku dla zwierząt.
Mamy Liderów grantów, którzy w każdej edycji (obecnie trwa 21 edycja) zgłaszają minimum jeden projekt i sklepy, z których Liderzy łącznie zrealizowali w ciągu 11 lat od 30 do 50 projektów dla lokalnych społeczności.
„Jestem raczej z tych osób, które prędzej się zarżną, padną trupem
ale o pomoc dla siebie nie poproszą – z dumy, z przekonania, że to nieładnie zawracać innym głowę swoimi problemami.”
MŁ: Za co pani siebie lubi?
AB: Za ambicję. Już w czasach szkolnych nie wybierałam dróg na skróty. Jak trzeba było napisać wypracowanie, to brałam najgorszy temat, żeby udowodnić sobie i chyba trochę innym, że można wybrać trudniejszy szlak i też zdobywać szczyty. Cały czas pokonuję kolejne wzniesienia. Teraz udowadniam innym, że przekroczenie magicznej pięćdziesiątki, to jedynie zmiana wynikająca z szeregu cyferek w peselu, a nie tego co ma się w głowie.
Dzisiaj emerytura wydaje mi się odległą wyspą. Poza tym, ja nie mam czasu na to, by się zestarzeć. Śmieję się, że nawet jeśli kiedyś będę poruszać się przy wsparciu balkonika, to nadal znajdę w sobie siłę, by pomagać innym.
Agnieszka Bolek –
zawodowo od 21 lat związana z Leroy Merlin. Cztery lata temu objęła stery Fundacji Leroy Merlin, której misją jest wsparcie w poprawie warunków mieszkaniowych, przestrzeni społecznej osób oraz instytucji. Fundacja IDYLLA od Fundacji Leroy Merlin otrzymała wsparcie, w postaci materiałów budowlanych na remont Praskiego Centrum Wsparcia i Edukacji w Warszawie.
Udostępnij artkuł:
Magdalena Łyczko
Nadchodzące wydarzenie
Add a strong one liner supporting the heading above and giving users a reason to click on the button below.
Zapisz się do newslettera
z aktualnościami.
Pozostałe artykuły
Przygody Bez Barier
Przygody Bez Barier to inicjatywa realizowana przez Fundację IDYLLA, mająca...
Czytaj więcejCzy psychoterapia może pomóc w walce z FOMO, czyli lękiem przed tym, że coś nas omija?
Wyobraź sobie piątkowy wieczór. Siedzisz w domu z kubkiem herbaty,...
Czytaj więcejPrzemoc emocjonalna w pracy – jak się przed nią bronić i dlaczego warto działać?
Każdy z nas przynajmniej raz słyszał opowieści o „toksycznych” szefach,...
Czytaj więcejJak sobie radzić z wahaniami nastroju?
Czy zdarza Ci się przechodzić od śmiechu do łez w...
Czytaj więcej